Dzień z życia Pani Depresji
Nowy dzień. Niedziela, dzień wolny od wszystkiego. Podobno. Jeszcze nie otworzyłam oczu. Nie! Przeciągam tę chwilę w nieskończoność, bo mam ogromną nadzieję, że to sen i nowy dzień jeszcze się nie zaczął. Otwieram oko i szybko zamykam. No dobra. Trzeba je otworzyć… Otwieram. Kurna. Jest późno, a ja mam sporo rzeczy do zrobienia. W sumie to nie. W sumie to nie mam wielu rzeczy do zrobienia, ale i tak jest mi potwornie głupio, że to już 9:30 i wszyscy domownicy już wstali. Wstaję szybko, żeby nie marnować kolejnej minuty. A w sumie to chciałbym wstać, ale zajmuje mi to trochę. Kiedy się już podnoszę mam ochotę z powrotem paść na to łóżko i zakopać się w kołdrze. Wyrzuty sumienia z powodu mojego lenistwa już nie dają mi żyć, a to dopiero kilka pierwszych minut dnia.
Czas się ogarnąć. No wiesz. Poranna toaleta, świeże ubranka i śniadanko. Patrzę w lustro i… Nie. Nie mam siły się myć. Czuję jakby moje kończyny były z ołowiu, więc wyciągam największą bluzę jaką mam w szafie i wkładam na pidżamę. Będzie mi służyć przez resztę dnia jako podkoszulka. A co ze spodniami od pidżamy? Nie ma problemu. W szafie znajdą się też dresy, które spokojnie pomieszczą nie tylko mój gruby tyłek, ale i owe spodenki. Ostatnim elementem jest umycie zębów, a jeżeli już nie mam siły to i płyn do płukania ujdzie.
Idę na śniadanie. Kawa? Nie. Nie mogę patrzeć na kawę. Dziwne, bo ją uwielbiam, ale nie dzisiaj. Już na sam zapach mnie odrzuca. W ogóle wszystko śmierci. Całe to jedzenie wydaje mi się pleśnieć. Nasypię sobie płatków do mleka to będzie po problemie. Tylko żucie jest takie ciężkie. Jakby moja szczęka się jeszcze nie obudziła.
To dopiero godzina z mojego dnia. A cała reszta przede mną. I chyba to jest najgorsze. Że tyle jeszcze przede mną. Bo chcę, żeby było już ciemno i żeby bez poczucia winy można było się położyć do łóżka. A tu trzeba żyć. Tylko po co?
Biorę się za coś. Cokolwiek. Najlepsze są proste prace. Dzisiaj rodzinny obiad? Super. Wybieram krojenie. Siadam w kącie i tempem żółwia kroję te warzywka. Nie ważne jak, ale ważne, że coś robię, bo dzięki temu nie czuję się tak beznadziejnie ze swoim lenistwem.
Rany…. Chcę do łóżka. Niech ten dzień się w końcu skończy.
Te słowa są moim hymnem, który dudni dzisiaj w głowie od rana do wieczora. Ważne, żeby przetrwać ten dzień. Włączam Netflix’a. Oj to mój najlepszy przyjaciel. Pozwala uniknąć rozmów i myślenia. Ale czemu myślenia? Bo w głowie cały czas mam tylko jedno pytanie.
Po co?
Po co wstawałeś? Po co się ubierałeś? Po co muszę jeść? Po co się uśmiechać? Po co planować jutro? Po co iść do szkoły? Po co pracować? Po co mi buty i dom? Po co zmagać się z chorobami? Po co brać ślub i mieć dzieci? Po co opłakiwać zmarłych? NO PO CO TO WSZYSTKO? Nie mam odpowiedzi, więc najlepszy będzie bardzo płytki, ale w miarę wesoły serial. Ważne, żeby się nie kończył. Żeby miał osiem sezonów i brak końca na horyzoncie. Przy okazji telewizja ogranicza rozmowy. Mogę w spokoju siedzieć w kącie i przez kolejne godziny kroić marchewkę. Idealne zajęcie.
Po domu chodzę jak zombi. Ledwo podnoszę nogi i tylko co jakiś czas narzucam zsuwający się kaptur na moje przetłuszczone włosy. Bardzo, ale to bardzo chcę się położyć, ale wiem jak będą bolały wyrzuty sumienia. Więc kręcę się z kąta w kąt nie do końca rozumiejąc po co.
Zbliża się wieczór i wiesz, co? Jestem głodna. To nie ważne co, ale coś trzeba zjeść. Nie wiadomo czemu, ale robię się głodna jak tylko robi się ciemno, mimo, że cały dzień nie mogłam patrzeć na żarcie. I teraz jem za dwóch. Jem i jem, w pewnym momencie tylko po to, żeby czymś zająć ręce. I znowu to straszne poczucie winy i uczucie, że co sekundę przybywa mi kilogramów, a wszystkie mięśnie zmieniają się w tłuszcz. Odkładam sztućce. Czekam i wiesz co? Jem dalej, bo ten dzień trzeba czymś zapchać, a ja i tak już wyglądam jak ogr.
Przychodzi wyczekiwany moment. Noc. Czas się położyć spać. Najwspanialsze jest to, że mam na sobie już pidżamę, więc do pełni szczęścia wystarczy tylko ściągnąć bluzę i spodnie. No i wskakuję w pierzynę. Zęby? Już mi się nie chce wstawać i myć. W sumie niech wypadną. Co to za różnica. Przez cały dzień chciałam spać, a teraz? A teraz nie śpię. Oglądam jakiś kiepski film i opychasz się popcornem. Robię wszystko, żeby ten dzień się nie skończył. Żeby tylko się nie skończył, bo po nim przyjdzie kolejny. A ja tego nie chcę.
…
Nie jest to dramatyczny dzień osoby pogrążonej w ciężkiej depresji. Nie jest to dzień wyjątkowy, a tylko zwykły dzień jak ich wiele. Dzień w którym orientujesz się, że coś jest nie tak, bo było takich kilka po sobie. Czerwona lampka w głowie, że czas się ogarnąć, że czas poprosić o pomoc, że czas zrobić cokolwiek. Bo inaczej wpadniesz w wielki dół z którego będzie jeszcze ciężej wyjść.
Życie z depresją
Dla wielu osób nie jest to choroba uleczalna. Nie jest to epizod w życiu który był i przeminął, ale coś co przyczepiło się do ciebie jak rzep do psiego ogona. Z każdym kolejnym epizodem choroby zwiększa się ryzyko wystąpienia kolejnego.
Choroba ciężka, ale jak z każdą trzeba się nauczyć żyć. Na pewno każdy kojarzy wyśmiewanie tego znanego tekstu „Weź się w garść” w stosunku do osób z depresją. No cóż. Będę może kontrowersyjna, ale uważam że i osoba z depresją też czasem musi się wziąć w garść.
Jest taki moment, który starzy wyjadacze już będą rozpoznawać. Tak jak padaczka ma swoją aurę, tak i depresję można rozpoznać z wyprzedzeniem, jeżeli zna się swój organizm i obserwuje różne zmiany.
Jeżeli nauczysz się rozpoznawać ten moment przed, możesz nawet powstrzymać kolejny rzut choroby.
Na co warto zwrócić uwagę
Czasem czujemy się gorzej. Tak po prostu. Każdy ma do tego prawo i to nie powód do paniki. Są jednak chwile, gdy warto zastanowić się, czy to gorzej nie trwa już zbyt długo. Wtedy warto zwrócić uwagę na kilka spraw:
- Sen – czy w ostatnim czasie twój cykl dobowy uległ zmianie, masz problemy z zasypianiem lub jesteś nadmiernie senny?
- Jedzenie – czy masz apetyt jak zwykle, czy często czujesz obrzydzenie do jedzenia mimo głodu, czy zapominasz o posiłkach lub często wpychasz w siebie jedzenie bez potrzeby?
- Zainteresowania – czy twoje pasje nie stają się dla ciebie mniej interesujące?
- Znajomi – czy nie unikasz kontaktu z ludźmi lub szukasz powodu do kłótni?
- Spadek energii
- Dbanie o wygląd – czy prysznic nie stał się nagle salą tortur?
- Nastrój -nie koniecznie musi być cały czas obniżony. Nadmierna drażliwość też jest ważnym sygnałem.
Ok. Obserwowałeś siebie i wiesz, że coś się dzieje. I co? Masz od razu biec do lekarza po nową dawkę leków? Niekoniecznie.
Jak sobie pomóc, czyli weź się w garść!
Nie podam ci złotej recepty, jednak są proste rzeczy, które pomagają.
- Nawet jeżeli podłoże twojej depresji jest biologiczne to zdarzenia z naszego życia mają dużą moc wywoławczą. Zastanów się , co mogło na ciebie tak zadziałać. Może to być duża zmiana życiowa, konieczność podjęcia ważnej decyzji. Poszukaj tego w swoim życiu i spróbuj zrobić z tym porządek. Wypieranie problemów nie pomoże.
- Powiedź ważnym dla ciebie osobom co się dzieje. Prawdopodobnie jesteś nie do zniesienia, więc lepiej niech wiedzą dlaczego.
- Wprowadź w swoje życie trochę rygoru. Nie chodzi o katowanie się, ale wprowadzenie stabilizacji. Jeżeli masz problemy zjedzeniem, określenie stałych pór posiłków może okazać się pomocne. Jeżeli twoim problem jest sen, zwróć większą uwagę na higienę snu: czysta pościel, wywietrzone pomieszczenie, łóżko przeznaczone tylko do spania, określone godziny snu.
- Dbaj o swoje poczucie wartości. Nie wymagaj od siebie, że będziesz przenosić góry. Ciesz się prostymi rzeczami jak choćby zrobienie prania.
- Dbaj o higienę nawet, gdy to boli. Chociaż trudno zmusić się do wejścia pod prysznic to po wyjściu spod niego będziesz czuć się o wiele lepiej. Nie oznacza to, że musisz dbać o siebie przesadnie. Pozwól sobie na dres i puchate skarpetki. Najważniejsze jest twoje dobre samopoczucie.
- Powoli. Wszystko po kolei. Nie oczekuj, że wyrwiesz się z letargu i od razu przebiegniesz 5 kilometrów. Daj sobie czas na dbanie o siebie. Może to trochę potrwać. Rób małe kroczki zamiast wielkich susów. Tymi wielkimi susami możesz sobie tylko zaszkodzić bo wyczerpiesz całe swoje złoża energii.
- Unikaj alkoholu, imprez, tłumów i wesołych ludzi. Serio. Możesz poczuć się przytłoczony. Nawet jeżeli wydaje ci się że musisz bo to urodziny ciotki Jasi, to lepiej zostań w domu i powiedź że masz grypę, ale nie męcz siebie sztucznymi uśmiechami.