Na pewno słyszeliście kiedyś o chorobie sierocej i charakterystycznym kiwaniu. Mnie mama się zawsze pytała
Co się tak kiwasz? Masz chorobę sierocą?
Ironia, nie? Mama się mnie pyta.
Ale do rzeczy. Chcę wam przybliżyć czym jest ta choroba, skąd wzięła się jej nazwa i w ogóle jaka jest jej historia.
Historia choroby sierocej
Pierwszy raz zauważono chorobę sierocą wśród dzieci przebywających w szpitalu. Trzeba wam wiedzieć, że kiedyś rodzice nie mieli możliwości koczowania przy łóżkach swoich pociech. W przypadku ciężkiej choroby dziecko zostawało w szpitalu. Wizyty były ograniczone. Rodzina miała często wiele potomstwa, którym trzeba było nadal się opiekować. Szpitali nie było aż tak wiele i często dojechanie z domu do szpitala zajmowało wiele godzin albo nawet kilka dni.
Pamiętam kiedy byłam mała. Miałam może 5 lat. W reakcji alergicznej na Tantum Verde psiknęte mi w gardło przez ciotkę, miałam tak silne zapalenie jamy ustnej, że nie mogłam ani jeść, ani nawet pić. Rodzice w środku nocy zanieśli mnie “na barana” do szpitala. Droga trwała jakieś 5 minut, w tak fajnej okolicy mieszkałam. Szpital pod samym nosem. Tata trzymał mnie na barkach, a ja mówiąc strasznie niewyraźnie przez bąble w ustach pytałam
Ale nie zostawicie mnie tam, prawda?
Oczywiście, że nie zostawimy
Taka była odpowiedź i wierzyłam całym sercem, że tak będzie. Ale tak nie było. Do dzisiaj pamiętam jak pielęgniarki wyrywały mnie z objęć mamy. Płakałam i wyciągałam ku niej ręce i kompletnie nic z tego nie rozumiałam.
Później siedziałam zamknięta za szklaną ścianą. Dwa tygodnie bez rodziców na oddziale zakaźnych, chociaż wcale nie zarażałam. Takie były czasy. A przynajmniej w moim szpitalu. Nikt nie patrzył na więź matka-dziecko. Nikt się mojej mamy nie pytał, czy się zgadza.
A to było nie całe 20 lat temu. Możecie sobie tylko wyobrazić co praktykowano w szpitalach 100 lat temu.
Dzieci, nawet te małe były zostawiane w szpitalnych łóżkach na całe tygodnie, a nawet miesiące. Wtedy zaczęto zauważać, że dzieję się z nimi coś dziwnego. Zaczęły jakby cofać się w rozwoju lub ich rozwój się zatrzymywał. Nie dotyczyło to tylko psychiki, bo i ciało cierpiało. Nazwano to chorobą szpitalną, ponieważ właśnie w szpitalu zostało zaobserwowane po raz pierwszy. Inne nazwy to hospitalizm i nieorganiczny zespół opóźnienia rozwoju.
Przyczyny
Jak się nie trudno domyślić, przyczyną choroby sierocej jest zerwanie więzi dziecko-opiekun. Z dnia na dzień osoba, której dziecko ufało, którą kochało znika. Nie musi być to matka. Nie chodzi o pokrewieństwo i więzy krwi, ale o wieź emocjonalną.
Fazy choroby sierocej
Choroba sieroca, dawnej choroba szpitalna ma swój charakterystyczny przebieg składający się z trzech faz.
1.Faza protestu
Mam nadzieję, że po mojej historii masz już przed oczami dziecko odebrane rodzicom. Może być to też dziecko dobrowolnie zostawione w szpitalu lub takie, którego rodzice zginęli w wypadku. Przyczyny są nie ważne. Ważne jest to, że zabrano dziecku coś co jest dla niego najważniejsze. Ukochaną osobę, która może ochronić przed całym złem świata, a dla malucha jest słońcem i księżycem.
Jak myślisz? Co takie dziecko zrobi? Każda młoda matka na pewno wie. Skoro dzieci wnoszą alarm od razu jak tylko mamusia zamknie drzwi do łazienki, żeby się umyć, to co musi być, gdy zniknie na dobre? A to przecież tylko kilka metrów i tylko kilka minut, jednak maluch potrafi wypłakać morze łez i przekonać mamę, że będzie siedział w łazience razem z nią. Biorąc pod uwagę tę małą odporność dzieci na rozstanie, wyobraź sobie tę rozpacz, ten krzyk i ten koniec świata, gdy dziecię traci opiekuna, a czasem i znane sobie miejsce.
Jak z automatu nie liczy się już jedzenie ani ulubiona zabawka, wszelkie osoby próbujące pocieszyć lepiej niech usunął się w kąt, jeżeli jeszcze im życie miłe. Dziecko płacze, nie śpi, nie je i zazwyczaj jeszcze wymiotuje na prawo i lewo, bo ile można wyć bez uszczerbku na zdrowiu.
A to tylko po to, żeby mamusia wróciła. Bo dalej ma nadzieję, że zaraz wróci. Zaraz usłyszy nawoływania i przybiegnie, weźmie na ręce i przytuli mocno, jak to tylko mama potrafi.
2.Faza rozpaczy
W końcu przychodzi taki moment, że dziecko już przestaje mieć nadzieję. Opada z siła i po prostu rozpacza. Już nie tak głośno i spektakularnie, ale dalej rozpacza. Wszystkie te silne emocje, które przeżywało i wysiłek włożony w płacz teraz odbijają się na organizmie. Dziecko jest wystawione na infekcje jak nigdy wcześniej. Obniżona odporność może być związana z kortyzolem o którym wspominałam wcześniej w poście o stresie.
Nie je, szybko się męczy, jest smutne, ale nie tylko. Zaczyna odczuwać lęk i strach. Co się dziwić? Jest samo, a wszystko co dawało mu poczucie bezpieczeństwa zniknęło. Może pojawić się moczenie nocne nawet, jeżeli dziecko przeszło już trening czystości. Do tego dochodzą te charakterystyczne automatyzmy. Kiwanie i ssanie palca. Niby nic, a jednak te zachowania uspokajają skołatane nerwy dziecka. Pozwalają na chwilę uciec od okrutnego świata. I mogą pozostać tą ucieczką na wiele lat, także w okresie dorosłości.
3.Faza wyparcia/wyobcowania
Ostatnia faza jest najgorsza. Czemu? Z zewnątrz jest już lepiej. Dziecko staje się spokojne, nie płacze, zaczyna się normalnie odżywiać. Wydaje się, że wszystko zmierza ku dobremu. Ale to tylko złudzenie. Dopóki dziecko się buntowało, miało jeszcze jakąś nadzieję, walczyło o siebie i swoje potrzeby. W fazie trzeciej już nie walczy. Zaczyna odrzucać od siebie miłość, ludzi i stopniowo zamyka się w sobie. Nie dotyczy to tylko dorosłych, ale także rówieśników. Nawet jeżeli maluch preferował zabawy grupowe, może się okazać, że przestaje bawić się z innymi dziećmi. Charakterystyczne jest też przetrzymywanie zabawek. Nie bawi się nimi, nie manipuluje, a jedynie trzyma w rękach. Znacznie ogranicza mimikę i pantomimikę. Przeżywa dużo lęku. Następuje stopniowy regres stanu psychicznego, ograniczają się zdolności poznawcze dziecka.
Zachowania dzieci mogą być pełne sprzeczności. Z jeden strony lgnie do ludzi, potrzebuje przytulania i miłości, a jednak to zainteresowanie odrzuca. Może to objawiać się poprzez odwracanie głowy podczas przytulania lub ciągłe zajmowanie sobie czymś rąk. Jak ognia unika kontaktu wzrokowego. Ta tendencja trwa dalej i może w późniejszym czasie znaczenie utrudniać zawieranie przyjaźni i związków. Mimo potrzeby bycia z drugim człowiekiem ciągle pozostaje strach przed porzuceniem i kolejną stratą.